Biegowa ściana czyli część 2 mojej walki z kolanem.
Część 1: Kontuzja biegacza. Głupota biegacza!
Co się działo przez rok od ostatniego maratonu?
Zasada pierwszego roku.
Po każdym maratonie mam tak samo. Osiągam to co sobie postanowiłem i blokada. Przez następny rok odpuszczam bieganie o jakieś 50%. Z jednej strony to dobre dla moich stawów, chrząstka kolana po biegu maratońskim u amatora takiego jak ja regeneruje się około pół roku! Słyszycie?! Powtórzę jeszcze raz głośno i dużymi literami: PÓŁ ROKU!
Co to oznacza dla rekreacyjnego biegacza pokonującego około 80 – 100 kilometrów tygodniowo?
Biegaj maksymalnie dwa maratony w roku, bo Twoje kolano nie polubi Cię tak, jak moje nie lubi mnie. W moim przypadku biegowa ściana nabiera innego sensu. Zderzam się z nią po dokonaniu głównego celu moich treningów, czyli zazwyczaj właśnie maratonu. Tak było w 2008 roku po Berlinie (praktycznie rok przerwy od biegania), tak było w 2010 po Maratonie Warszawskim, tak jest po Orlenie w 2014. Po prostu buty już tak nie ciągną na dwór, a mózg nie domaga się kolejnych endorfin z kilometrów. Ten czas zazwyczaj poświęcam na większą ilość pracy i treningi funkcjonalne lub pływanie.
Fizjologiczne wnioski.
W dniu, w którym to piszę mija dokładnie rok od Orlen Warsaw Marathon 2014. Co się przez ten rok zadziało?
Dużo się zmieniło w moim podejściu do uprawiania sportu i możliwości mojego organizmu. Niestety biegowo jest to rok stracony. Pierwszy miesiąc po maratonie stał pod znakiem regeneracji i przywracania lewego kolana do stanu względnej używalności. Nie było to łatwe, bo charakter pracy fizjoterapeuty w tym nie pomaga. Praktycznie ciągłe stanie przez 9 – 11 godzin dziennie, dynamiczne ćwiczenia, które trzeba pacjentowi pokazać (nigdy nie zadaję ćwiczeń, których sam nie potrafię prawidłowo wykonać) i bieganie po schodach kliniki, w której w tym czasie pracowałem. To wszystko nie ułatwiało sytuacji, a moje kolano znosiło takie warunki dość kiepsko.
Z drugiej strony przynajmniej miałem dostęp do nieograniczonej ilości zabiegów fizjoterapeutycznych, dzięki czemu mogłem szybko działać. Po około 6 tygodniach w zwykłych codziennych czynnościach ból praktycznie ustąpił, więc postanowiłem ponownie zaprzyjaźnić się na krótkie trasy z Asics’ami.
Pierwsza przebieżka i po 10 minutach powrót do domu: znajomy ból lewego kolana z Orlenu nadal utrzymywał się w dynamice. Nie za dobrze, ponieważ 6 tygodni to wystarczający czas na regenerację mikrouszkodzeń i wyciszenie stanu zapalnego. Z drugiej strony skoro ból występuje tylko przy bieganiu to wskazywałoby to na pochodzenie z układu mięśniowo – więzadłowego, a nie np. z uszkodzenia łąkotki. To bolałoby nieustannie z większym lub mniejszym natężeniem.
Nie mniej jednak zaczęło mnie to niepokoić.
Co z rehabilitacją?
Kontynuowałem autorehabilitację, regularny stretching, popracowałem nad moimi najsłabszymi punktami czyli mięśniami skośnymi brzucha, pośladkowym średnim po lewej oraz rotatorami zewnętrznymi. Skatowałem również okolicę przyczepów serią fali uderzeniowych w celu wywołania mikrostanu zapalnego, regenerującego tkanki. Ból praktycznie ustąpił w ciągu dnia i z kolanem miałem spokój.
Niestety z powodu przerzucania całego życia do góry nogami i przeprowadzki do stolicy długi czas nie miałem opcji regularnych treningów, więc nie miałem okazji sprawdzić jak noga zachowuje się w tym najważniejszym: w bieganiu.
Na biegowe trasy postanowiłem wrócić ponownie w listopadzie 2014. Moja biegowa ściana w końcu odpuściła.
Terapeuta – pacjent.
Po przeprowadzce i rozpoczęciu współpracy ze znakomitą, warszawską Kliniką Lekmed w końcu postanowiłem zabrać się porządnie do pracy nad formą biegową w rembertowskich lasach.
Niestety sytuacja się powtórzyła i po 15 minutach biegu znowu byłem w domu ze znanym cholerstwem w lewym kolanie. Tym razem naprawdę mnie to zaniepokoiło. Mamy listopad, a tu ciągle jest do niczego! W tym momencie mogę uznać, że nastąpił przełom w głowie pacjenta, którym właśnie się stałem. Uświadomiłem sobie, że z tą kontuzją nie wygram bez szczegółowych badań dodatkowych, dokładnie celowanej diagnostyki i dalszych konsultacji z głowami mądrzejszymi od mojej. Postanowiłem się wyleczyć.
Od czego zacząłem? Czy wybrałem dobrze?
Gdzie można Przeczytać co było dalej?
https://www.fizjologika.pl/po-drugiej-stronie-barykady-jak-z-fizjoterapeuty-stalem-sie-pacjentem/
Panie Piotrze, po raz kolejny gratuluję fantastycznego bloga, zapytam o coś jak biegacz biegacza fizjoterapeutę ;). Mija właśnie szósty tydzień odkąd zwichnęłam rzepkę, przy okazji diagnostyki w USG wyszły zmiany… Czytaj więcej »
Witam, osobiście nie byłbym taki optymistyczny z tym półmaratonem. Podczas zwichnięcia rzepki często dochodzi do “zbicia”, a nawet trwałego uszkodzenia chrząstki stawu rzepkowo-udowego i warto dać jej co najmniej 10-12… Czytaj więcej »
Dziękuje bardzo za odpowiedź. Przemyślę temat kiedy wrócić do biegania 🙂